niedziela, 11 listopada 2012

To nie tak miało być...

Z Nędzą wyszło nędznie. Przesunęli mecz z 14.00 na 13.30, pociąg o 13.23, i idąc na dworzec stwierdziłam, że nie sensu jechać, skoro na boisku pojawię się dopiero pod koniec pierwszej połowy. Nie miałam żadnej innej alternatywy, w pobliżu grało jedynie Rafako. Liga okręgowa za ligę okręgową...? Ok.



Zdarzało mi się chodzić na Rafako dość często. Najpierw pracując w poprzednim portalu chodziłam praktycznie na każdy mecz domowy robić wideorelacje. Potem, kiedy niespodziewanie powiedziano mi "do widzenia", czułam jakiś sentyment do drużyny i chodziłam jako kibic. Kiedy zaczęłam współpracę z innym portalem, byłam jakieś 2-3 razy i uznałam, że nie mogę tam ciągle zaglądać, mimo że bardzo chcę. Więc w sumie całkiem sympatyczne się ułożyło, że mogłam zobaczyć ostatni mecz chłopaków w tej rundzie.


Na słynne Estadio Rafako przyjechał GKS Dąb Gaszowice - beniaminek, który w rundzie jesiennej radził sobie bardzo dobrze i w tabeli zajmował trzecie miejsce. Rafako było szóste, ale sport to sport, tutaj może zdarzyć się wszystko, i tak też było. Spodziewałam się, że dominował będzie Dąb, a tu miła niespodzianka, pierwsza połowa była wyrównana, może nawet częściej atakowali Rafakowcy. Po pół godzinie wyszli na prowadzenie. Wojtek Grabiniok wrzucił piłkę w pole karne, bramkarz był na posterunku, ale piłka zachowała się w jego rękach jak żywa ryba bez wody: podskoczyła, próbowała uciec, w końcu Adrian Rosik powiedział "dość" i wepchnął ją do siatki. Rafakowców opanowała taka radość, jakby przed chwilą awansowali do IV ligi. Przewrócili Rosę i zwalili się na niego jakieś dwa metry ode mnie. Dobrze, że umiejscowiłam się nie tam, a kawałek dalej, bo raczej nie chciałabym się znaleźć pod sześcioma ważącymi swoje ciałami. Sędzia po chwili zorientował się, że tylu facetów na jednym człowieku to trochę niebezpieczna zabawa i pośpieszył na pomoc pytając, czy Rosa jeszcze żyje.


Mecz zbliżał się do końca i wydawało się, że zaraz usłyszymy "Kto wygrał meeecz...? Rrra-fa-ko!!!". A tu zaskoczenie. 86. minuta - pyk! gol dla Dębu. W 90. jeden z zawodników Gaszowic postanowił sprawdzić, jaką wytrzymałość ma koszulka Grabkiego. Niestety było to w sytuacji, kiedy Wojtek wychodził na sam na sam z golkiperem i sędzia uznał, że sorry, ale takich rzeczy się w czasie gry nie robi, i pokazał winowajcy czerwony kartonik. Właściwie sytuacja ta nie miała żadnego znaczenia, bo po chwili Dąb strzelił drugiego gola.


Raciborscy kibice (którzy ogólnie rzecz biorąc to grupa składająca się głównie z kilkunastu starszych panów) zaczęli zbierać się do domów. "Racibórz, kaj to idziecie?" pytali ci z Gaszowic. A po ostatnim gwizdku sędziego zgotowali swoim milusińskim owacje, jakich dawno nie widziałam i nie słyszałam na Estadio.




KS Rafako Racibórz - GKS Dąb Gaszowice 1:2 (1:0)
 
1:0 Adrian Rosik 31'
1:1 Tomasz Bednorz 86'
1:2 Tomasz Bednorz 90'+2

10.11.2012r. Estadio Rafako. Widzów: ok. 40
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz