sobota, 1 czerwca 2013

Kochaj albo rzuć

Już wiele razy sobie mówiłem, że kto wie, czy nie byłoby lepiej rzucić to w diabły, gdzieś się schować i na przykład hodować morele... - to cytat ze sztuki Protest Václava Havla. Przypomina mi się za każdym razem, kiedy moja niby lekka praca zmienia się w coś niezbyt miłego. W ostatnią sobotę pędziłam od boiska do boiska w ulewie. Czekałam godzinę na poturniejowe rozdanie nagród, które się nie odbyło. W środę wkurzałam się, że nie przyznali mi akredytacji na moja ukochaną Wisłę. W czwartek, kiedy jednak udało się pojechać, też nie obyło się bez problemów. W głowie mnoży się od wulgaryzmów, ale potem nagle przychodzi coś, że myśl o tych wszystkich trudach, zmianach nastrojów i poświęceniu znika.




Poprzedni weekend to zakończenie sezonu koszykarskiego w Raciborzu, turniej piłki nożnej niesłyszących, mecz Ekstraligi kobiet i C klasa w Bolesławiu. Czyli pod względem groundhoppingowym raczej kiepsko. Ale cóż, czasem trzeba trochę popracować, by potem móc zrobić sobie małe wolne :-)











Najpierw w środę wpadłam na mecz juniorów, żeby posędziować na linii. Debiut jako sędzia przygodny miałam już za sobą, teraz tylko praktyka, praktyka, praktyka. Szło mi o wiele lepiej niż za pierwszym razem, ba, nawet dostałam pochwałę od sędziego głównego! :-D Schodząc do szatni natknęłam się na sąsiada, który zapytał, czy zmieniam profesję. Moje potwierdzenie wziął pewnie za żart, ale czy to do końca taki żart...


Następnego dnia był ciąg dalszy przygód okołosędziowskich. Jak już wspomniałam, początkowo nie przyznano mi akredytacji na mecz Górnika z Wisłą. Na tym spotkaniu zależało mi podwójnie, bo nie dość, że w końcu miałam ujrzeć swoich Wiślaków, którym kibicuję odkąd interesuję się piłką, to sędziować miał znów Marcin Borski (którego podziwiam odkąd interesuję się sędziowaniem). Okazało się jednak, że jeśli się czegoś bardzo chce, to można to przyciągnąć myślami :-P


Plan: trasa z dwoma przesiadkami, na stadionie jestem ponad godzinę przed meczem, spotykam się z panem Marcinem i spółką, mecz, uciekam z końcówki i idę na pociąg.


Rzeczywistość: trzeci pociąg, jak poinformował głos na peronie, miał przyjechać z półgodzinnym opóźnieniem. W rozkładzie znalazłam inny, który miał przyjechać za 25 minut. Niby niewielka różnica, ale dobrze, że pojechałam nim, bo tamten, jak się okazało, miał jeszcze większe spóźnienie niż przewidywano.


Utkwiłam więc na niecałe pół godziny w Gliwicach. Byłam tu niedawno dwa razy, więc okolice dworca mi się opatrzyły, ale spacerując znalazłam coś, co groundhopperzy-fotoreporterzy-głodomory lubią najbardziej - spożywczak otwarty w święto wolne od pracy! Ale co z tego, skoro wizyta w szatni przed meczem mogła pójść się kochać... A więc - kombinowanie i szybka zmiana planów. Do szatni idę po meczu i wracam pociągiem o 21:06, i w domu zamiast o 22:00 jestem po północy...


Jako że w środę byłam przekonana, że na mecz nie pojadę, nawet nie sprawdziłam, w którym miejscu znajduje się tajemnicza brama nr 10, gdzie odbiera się akredytacje. Chyba z 20 minut chodziłam w deszczu wokół placu budowy, jakim jest w tej chwili stadion Górnika...



Zdążyłam akurat na rozgrzewkę sędziów. Najpierw dostrzegł mnie sędzia Szymanik (którego podobnie jak sędziego Borskiego miałam przyjemność poznać na meczu Piasta)


A po rozgrzewce pan Borski powiedział, że mam przyjść po meczu do szatni, bo coś dla mnie ma :-O

Każde miejsce na rozgrzewkę jest dobre.

Myślcie sobie co chcecie, ale... Jeśli ktoś mieszka od ponad 20 lat w 50-tysięcznym miasteczku, gdzie Ekstraklasę i wszystko z nią związane zna tylko z TV, a potem nagle ma okazję być przy tym wszystkim, gadać z ludźmi, którzy tworzą te piłkarskie widowiska, to... Człowiek jest oszołomiony, no :-D


I w tej chwili zapomniałam o pociągach, deszczu, itp. Tylko trochę smutno było, że zabrakło Radosława Sobolewskiego, piłkarza, którego uwielbiam od lat. Miałam nadzieję na jakieś wspólne zdjęcie czy coś, ale akurat był kontuzjowany i nie zauważyłam go na stadionie.


Grająca legenda Wisły, Arkadiusz Głowacki. Mam autografa :-P

Smaaajl!


Jeden z najbardziej znanych kibiców Górnika, pan sobowtór Bohdana Smolenia.


W takich warunkach przyszło nam pracować.





Dziwne zdjęcie sędziego technicznego.




Oczywiście, najlepsze ujęcia zawsze wychodzą nieostre.


Pan zegarowy nie miał w tym spotkaniu wiele pracy.





Jestę artystę.

Jorguś.










Kibice Górnika znaleźli sposób na ukrycie się przed deszczem.





Zdjęcia panów sędziów tutaj.

Górnik Zabrze - Wisła Kraków 0:1 (0:1)

Bramka:
0:1 Michał Chrapek 20'

30.05.2013r. Stadion Sportowy im. Ernesta Pohla w Zabrzu. Widzów: 3 000.

A od Marcina Borskiego dostałam parę drobiazgów, w tym pierwsze w moim życiu kartki sędziowskie :-D Ale używać ich nie będę, mam obawy przed powtórką historii, jaka zdarzyła się niedawno w mojej okolicy :-P


Wracając do domu część odcinka Zabrze-Katowice przejechałam pociągiem pełnym kibiców Legii, wracających z meczu z Ruchem. Na fb znalazłam ciekawy filmik z tego dnia :-P



W Katowicach okazało się, że znowu muszę trochę poczekać na pociąg... Zrobiłam więc mały spacer. Od razu przypomniała mi się nocna przechadzka po Pradze...

<tu miały być zdjęcia Katowic robione komórką, ale są tak tragicznej jakości, że wolę se nie robić gańby. Wspomnę tylko, że wracałam pociągiem międzynarodowym, który jechał z Moskwy do... Pragi>

Na koniec - jeszcze dwie przygody, a jakże. Najpierw okazało się, że kobieta w kasie wydała mi zły bilet, zamiast na pośpieszny to na osobowy (a mówiłam jej specjalnie, że chcę bilet na to konkretne połączenie!) i konduktor musiał wystawić nowy bilet, co oczywiście wiązało się z dodatkowym kosztem. A kiedy powoli dojeżdżaliśmy do Raciborza, do mojego przedziału weszło dwóch chłopaków. I wielka szkoda, że dosiedli się tak późno, bo byli megasympatyczni.

Jak będzie wyglądał ten weekend...? Oczywiście tradycją stało się, że kiedy tylko zaczynają się wolne dni, zaczyna padać. I ani nigdzie wyruszyć skuterem, bo drogi śliskie, ani na rowerze, bo boli mnie gardło (pewnie właśnie od tej szaleńczej jazdy i łażenia w deszczu) i nie chcę się bardziej rozchorować. Więc dziś wolne niestety, a jutro zobaczymy...
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz